Od dłuższego czasu możemy obserwować niepokojący trend, jakim jest coraz większa ilość długoterminowych zwolnień z zajęć wychowania fizycznego w szkołach. W tym samym czasie zmagamy się też z plagą otyłości oraz zbyt małej dawki aktywności fizycznej wśród najmłodszych i nie tylko. Problem unikania lekcji WF nie znika wraz z momentem dorośnięcia. Jest tak samo duży zarówno w podstawówce, jak i w liceum czy na studiach. Dlaczego?
Najłatwiej przychodzi tu złożyć winę na dzieci i system edukacji – uznać, że nasze pociechy są leniwe lub może zmęczone szkołą i resztą lekcji, że mają za dużo obowiązków, a za mało czasu. Tymczasem problem leży gdzie indziej i gdzie indziej też należy szukać rozwiązania. Po pierwsze, nie możemy pozwolić, by przez WF nasze dziecko zniechęciło się do sportu samego w sobie, a często się tak dzieje. Czemu wychowanie fizyczne tak bardzo odstrasza?
Zazwyczaj dzieje się tak, gdyż jest ono schematyczne (kto z nas nie zna słynnego: „Macie piłkę, pograjcie sobie”?), traktowane jako „zło konieczne”, nieistotne dla zaliczenia roku, a nauczycielom brakuje chęci czy też umiejętności do zorganizowania ciekawych dla młodzieży zajęć. Co więcej, pamiętajmy, że okres dorastania jest zazwyczaj trudny dla nastolatków, gdyż dochodzą problemy z samoakceptacją zachodzących w ciele zmian, a rówieśnicy tego nie ułatwiają złośliwymi komentarzami i docinkami. Stąd też nastolatki niekoniecznie chcą przebierać się we wspólnej szatni lub ćwiczyć na zajęciach, które nie są dopasowane do różnych poziomów sprawności wśród uczniów. Dzieci ze słabszą kondycją, nienadążające za innymi czy zmagające się z nadwagą, kończą szykanowane. Im bardziej zajęcia WF kojarzą się z czymś negatywnym, tym większa jest chęć uzyskania zwolnienia lekarskiego. Tyle tylko, że… to prowadzi do jeszcze mniejszej ilości ruchu w dniu dziecka, które i tak musi spędzać 8 godzin w szkole na siedząco. A potem jeszcze kolejną w autobusie.
Jak to naprawić? Są dwa sposoby.
Pierwszy, który – jako rodzice – możemy poruszyć na radzie pedagogicznej. Zaproponujmy, żeby nie oceniać dziecka za to, jak radzi sobie w sporcie. To tylko uwydatnia różnice w kondycji i możliwościach pomiędzy uczniami i zniechęca do dalszych prób poprawienia swojej formy. Niech oceniane jest uczestnictwo w zajęciach, zaangażowanie i posiadanie odpowiedniego stroju, a nie to, kto potrafi przebiec dany dystans szybciej. Co więcej, poprośmy, żeby to dzieci miały możliwość wyboru aktywności sportowych, które chcą wykonywać na zajęciach. Niech będą różnorodne, ciekawe, interesujące! Niech sprawiają, że dzieci chcą przychodzić na lekcje. Można robić, przykładowo, tydzień piłki nożnej, unihokeju, piłki ręcznej, koszykówki, gimnastyki, pływania etc. Im więcej, tym lepiej, ale najlepiej, by nauczyciel opowiedział o sportach, przedstawił zasady i korzyści, ale pozwolił uczniom wybrać samym. Niech WF będzie zabawą i radością z ruchu, nie przymusem. Aby dzieci nie szukały powodów, by zwolnić się z WF, muszą lubić to, co dzieje się na lekcjach. To nie jest biologia czy matematyka – obecność nie jest obowiązkowa, żeby zrozumieć temat i zdać sprawdzian, więc trzeba wymyślić inne rozwiązanie na przyciągnięcie uczniów.
Drugi sposób zależy od nas. Sprawmy, żeby dziecko polubiło sport i miało nawyk regularnego uprawiania danej aktywności – poza zajęciami wychowania fizycznego. Zapiszmy je na kółko sportowe lub zachęcajmy do wyjścia w weekend z kolegami czy koleżankami na dwór lub nawet na zajęcia dla dzieci na siłowni. Czuwajmy, by dzieci miały wystarczająco dużo ruchu w ciągu dnia – a przynajmniej w weekendy, gdyż faktycznie, ciężko jest znaleźć czas na ćwiczenia, gdy pociecha wraca ze szkoły o 18, a jeszcze ma prace domowe i naukę na kolejny dzień. Za to weekend możemy spędzać aktywnie całą rodziną, dając dobry przykład i jadąc na kajaki, grając w piłkę czy badmintona. Pokażmy dzieciom, że sport to nie tylko oceny i wiecznie ta sama zabawa w siatkówkę w sali gimnastycznej. Jeśli nie nauczymy ich tego już w podstawówce, to samo unikające WF-u zachowanie będą przejawiać i na studiach, a potem w życiu dorosłym.
Podsumowując, problem nie leży i nigdy nie będzie leżał w dzieciach, co jest zwyczajowym argumentem kadry nauczycielskiej. Problem leży w formie zajęć, ale to od nas – rodziców – zależy, czy coś zmienimy w tej sprawie i czy nasze dziecko polubi sport, czy będzie go już zawsze unikać, zniechęcone szkołą.